Ślady do nikąd

Już wielu entuzjastów historii Bolkowa osnutej sensacyjnym wątkiem zdążyłem przekonać, że tam gdzie brak źródeł jestem sceptykiem i niedowiarkiem, ale gdy wchodziłem do komnaty w Domu Niewiast na bolkowskim zamku, gdzie trwała już konferencja prasowa z udziałem Stanisława Jana Stulina, odjęło mi mowę, a do moich dotąd pewnych ustaleń zaczęło przenikać zwątpienie. Jednak z minuty na minutę pierwsze mylne wrażenia ustępowały logicznemu myśleniu, które oparłem o pozostające w moim posiadaniu informacje o historii miasta. Każdą z nich potrafię udokumentować.

Stulin w swojej książce „Gdzie ukryto Bursztynową Komnatę” podjął trop, który ma doprowadzić nas do bolkowskiego zamku, a jego samego do książkowego sukcesu. Ja chciałbym natomiast przedstawić Wam, drodzy Czytelnicy, kilka krytycznych uwag, którymi zamierzam podważyć prawdziwość relacji tajemniczego świadka o inicjałach C.H i ukazać tym samym rzeczywisty cel pojawienia się nowego, ale słusznie wcześniej zlekceważonego śladu.

Stulin napisał, że bursztynową komnatę przywieziono do Bolkowa w biały dzień, transport zatrzymał się na rynku, aby pokazać wszystkim, że właśnie przywieziono skarb z Królewca. Aby nie wzbudzać wątpliwości, o jaki skarb chodzi, wcześniej uszkodzono dwie skrzynie i umożliwiono dokładne ich oględziny. Młode bolkowianki miały precyzyjnie policzyć żołnierzy, bowiem widok mężczyzn w mieście miał wówczas należeć do rzadkości. Wynika z tego, że transport bursztynowej komnaty był publicznie jawny, ale jednak w tajemnicy przed samym Hitlerem, który nota bene szczycił się tytułem honorowego obywatela Bolkowa. Sugerowany przez p. Stulina niedostatek młodych mężczyzn w Bolkowie stoi w sprzeczności z faktem, że między 1940 i 1945 stacjonował w polowych koszarach na Wzgórzu Ryszarda oddział RAD – u oznaczony numerem 4/103 w sile 230 mężczyzn. O tym p. Stulin nie wiedział. Nie wie również o tym, że zachowały się księgi meldunkowe Bolkowa. Rejestr od czerwca do grudnia 1945 r. nie wzmiankuje o młodym Polaku o inicjałach C.H., który miał powrócić z Linzu. Jeżeli ów młodzieniec, na którego relacje powołuje się autor książki, osiedlił się w Bolkowie, to zameldował się pod innym nazwiskiem.

Tajemniczy C.H. miał usłyszeć o wszystkim, co relacjonuje, od byłych niemieckich mieszkańców miasta. Zastanawiające jest przy tym, że nikt z grona tak chętnie opowiadających w 1945 r. nie podzielił się swoimi obserwacjami z listopada 1944 r. w momencie, gdy sprawa Bursztynowej Komnaty zdobyła światowy rozgłos (początek lat 70.). Czyżby już zapomnieli o bursztynowych mozaikach wystających z dwóch skrzyń!?

Niemieccy bolkowianie o bursztynowych mozaikach nie pamiętali, ale pamiętali za to, że w lutym 1945 r. oddział Waffen – SS „Estonia” wywiózł z zamku cenniejsze eksponaty tamtejszego muzeum i ukrył je na terenie majątku dr Rulffesa w oddalonej o kilka kilometrów od Bolkowa Półwsi. Dlaczego nie ukryto ich wraz z Bursztynową Komnatą w przepastnych podziemiach?!

Przywoływany przez Stulina świadek relacjonuje o eksplozji na zamku i znalezionych w jego okolicy gruzach. Pierwszej informacji zaprzeczają, drugą potwierdzają zachowane do dziś sprawozdania bolkowskiej Ochotniczej Straży Pożarnej (pisane przez zastępcę dowódcy straży i starszego ogniomistrza Arthura Mattuschka, zam. Frankfurt am Mein, Heisterstr. 14). Jest tam mowa mianowicie o pożarach i wybuchach, które spowodowały zniszczenia w infrastrukturze Bolkowa w okresie 1939 –1946. Otóż zastanawiające jest, że brak tam jakiejkolwiek wzmianki o wybuchu na zamku z listopada 1944 r. i jednocześnie podany jest szczegółowy wykaz zniszczonych lub uszkodzonych w mieście budynków. Wynika z niego, że 8 maja i w nocy z 8 na 9 maja 1945 r. wskutek eksplozji i podpaleń uległo całkowitemu zniszczeniu, bądź zostało częściowo uszkodzonych 15 budynków w tym 2 w bezpośrednim sąsiedztwie zamku. Kilka granatów eksplodowało w ogrodzie Lauterbacha poniżej zamku od strony miasta. Warto w tym miejscu podkreślić także tę sprzeczność, która polega na tym, że p. Stulin stwierdza w swojej książce, że Bolków nie uległ żadnym zniszczeniom wojennym. Nie dość, jak wykazałem wyżej, że miasto zniszczeniom uległo, to przebywająca w nim ludność doznała małych, ale jednak strat.

Wbrew twierdzeniu p. Stulina, że „w przedwojennej literaturze niemieckiej brakuje wzmianki o istnieniu podziemnych wnętrz, które można by łączyć z XVI – wiecznym opisem warowni”, przed wojną upowszechniano wersję o podziemnym przejściu pomiędzy bratnimi zamkami w Bolkowie i Świnach. Bolkowska młodzież wystawiała nawet sztukę, której wątek oparty był na legendzie o dwojgu zakochanych korzystających z tego przejścia. Na wyemitowanym w Bolkowie w 1923 r. banknocie „kryzysowym” jest nawet przekrój zamkowych legendarnych podziemi. Cóż p. Stulin z tej literatury o Bolkowie czytał?! Kolejna sugestia, że jakoby zlokalizowanie tych pomieszczeń nastąpiło w trakcie prac konserwatorskich w latach 1937 – 38, trafia w próżnię, bowiem według sprawozdań Verein für Heimatpflege zajmowano się wówczas wyłącznie remontem części murów, usunięto wyrządzone przez burzę szkody na dachu Domu Niewiast, odtworzono strop w pomieszczeniach po jego prawej stronie oraz zmierzano do odtworzenia pozostałych stropów w skrzydle północnym zamku. Brak natomiast w sprawozdaniach VHP informacji o dokonaniu inwentaryzacji wnętrz podziemnych na zamku. Oznacza to, że do tych sprawozdań Stulin także nie zaglądał.
Stulin sugeruje, że tylko te historie są prawdziwe, które nie mają cech prawdopodobieństwa. Te, które mają, są wymyślone. Potem wskazuje na nieścisłości w relacji C.H., aby podkreślić ich wiarygodność. Stulin umyślnie otwarcie mówi o nieścisłościach w relacji C.H. i uprzedza domysły czytelnika, cały czas sugeruje jednak jego wiarygodność i wiedzie czytelnika za swoim tokiem wnioskowania, aby ten ostatecznie uwierzył, że Bursztynowa Komnata jest ukryta w podziemiach zamku Bolka.
Stulin pisze, że autorzy wielu publikacji, uczynili z nich sensację, co jest jedną z przyczyn zastoju w dotychczasowych ustaleniach wokół Bursztynowej Komnaty. On wykorzystał ten zastój i zrobił dokładnie to samo, co jego poprzednicy w tym temacie, i uzyskał ten sam sensacyjny efekt.

W środowisku poszukiwaczy skarbów książka stanie się bez wątpienia bestsellerem, który przyniesie autorowi i wydawnictwu wymierne korzyści. Według mojej oceny jest to główny powód, dla którego pracownik naukowy, dr Stanisław Jan Stulin, korzystając ze swojego naukowego warsztatu, wychylił się z sensacyjną ofertą do czytelników, licząc na ich brak krytycyzmu podczas lektury książki. Jeżeli chodzi o moją osobę, przeliczył się bardzo.

Roman Sadowski